Witam po małej przerwie ! ;)
Ostatnio miałam bardzo dużo na głowie.
Dostałam bardzo dobrze płatną prace i nabawiłam się problemów, z nerkami.
Postaram się pisać dla Was w miarę możliwości . Mam nadzieję,że mi to wybaczycie... ;)
Zapraszam na 4 ! ;)
"Wiesz jak chujowo zasypia się bez ciepła jego ciała z tyłu? Bez jego nóg wplecionych w moje?
Bez jego ciepłej dłoni na brzuchu? Bez jego rytmicznego oddechu za uchem? Cholernie chujowo..."
Siedział na poręczy sofy z kartką w dłoni i wpatrywał się w nią z uśmiechem.
Czuł ulgę ale jednocześnie był zdenerwowany. Przez ponad dwa miesiące myślał o niej
każdego dnia i każdego wieczoru. Czuł do siebie żal,że nie miał na tyle odwagi by
wyrazić chęć utrzymania z nią kontaktu. Czuł się po prostu podle.
A tym czasem Rose pomyślała za niego i wsunęła do kieszeni swój numer... Cały czas
miał go na wyciągnięcie dłoni.
-I co ja jej teraz powiem Tom?
-Prawdę debilu,że nigdy nie sprawdzasz kieszeni po randce. - gitarzysta uśmiechnął się
szyderczo do brata i upił łyk z jego szklanki. - Będziesz to jeszcze pił?
Blondyn pokręcił przecząco głową i spuścił swoje czekoladowe spojrzenie na
kartkę , na której widniało:
"0049894348016 R."
-W Berlinie jest wieczór...Pewnie śpi. - bał się. Chciał z nią porozmawiać, chciał się uśmiechać
gdy do niego mówi , chciał słuchać jej melodyjnego głosu jednakże...bał się.
-Albo jest na imprezie. Bill do cholery albo Ty do niej zadzwonisz albo zrobię to ja.
Młodszy Kaulitz spojrzał na brata . Na twarzy Toma malował się piękny uśmiech, który
mówił bratu,że on jest do tego zdolny.
Nie przedłużając rozmowy z bratem wyszedł na balkon. Oparł się o chłodną balustradę i odpalił
papierosa. Czuł się bardzo zniesmaczony zaistniałą sytuacją. Z jednej strony czuł się spokojniej
trzymając w dłoni kartkę z jej numerem a z drugiej... Może już zapomniała ? Różne myśli wiły się w głowie
młodszego Kaulitza.
"Wiedziałam, że to mężczyzna, który nauczy mnie życia.
Nawet jeśli w końcu złamie mi serce... albo ja jemu."
Zgasił połowę papierosa . Nie uspokoił go. Nic go teraz nie było w stanie uspokoić,jego i
tego cichego głosu w środku , który sprawiał ,że wariował.
Wyciągnął z kieszeni telefon, odblokował i powoli zaczął wybijać jej numer.
Przez chwilę wahał się czy nacisnąć zieloną słuchawkę .
"A może naprawdę to nie ma sensu?" - zastanawiał się gorliwie.
-Eh... - zamknął szczelnie drżące powieki i po omacku wcisnął zieloną słuchawkę.
"Człowiek rozsądny dostosowuje się do świata. Człowiek nierozsądny usiłuje dostosować świat
do siebie. A człowiek zakochany...chcę szczęścia dla swojej miłości."
Starała się zasnąć. Jutro czekał ją jeden z najważniejszych egzaminów. Przekręcała się z boku na bok,
wiercąc się przy tym niemiłosiernie na łóżku. Nakrywała się po sam czubek głowy kołdrom. Nic.Zero rezultatu. Nie mogła zasnąć. Wsunęła bose stopy w puchowy dywan i rozkoszowała się miłym łaskotaniem .
Uchyliła drzwi od balkonu , wiatr omiótł jej alabastrową skórę sprawiając lekkie uczucie chłodu.
Grudzień był dość mroźny w tym roku. Mimo braku śniegu mróz stopniowo utrzymywał się za oknem .
Uszczelniła okno i upiła duży łyk niegazowanej wody , która stała na biurku obok telefonu. W momencie odkładania szklanki telefon zaczął uporczywie brzęczeć. Nieznany numer z kierunkowym zagranicznym.
Chwyciła go w swoje szczupłe dłonie i zastanawiała się czy odebrać. Nie miała w zwyczaju odbierać nieznanych numerów i wszyscy jej znajomi o tym wiedzieli. Dzwoniąc do niej od kogoś obcego zawsze pisali sms'a i dopiero dzwonili.
Dziwne zboczenie. Troska o samą siebie.
Przesunęła puszkiem palca po opcji odblokowującej telefon i przyłożyła go do ucha.
-Hallo ? - lekko zachrypnięty głos miał dać do zrozumienie nieznajomemu,że wybudził ją ze snu.
"-Tęskniłam...
-Ja też. - jego rozgrzane poliki ozdobiło kilka łez.
-Boże Bill, przestańmy się ranić . To jest chore."
-Hallo?- po raz trzeci usłyszał jej melodyjny głos, lekko zachrypnięty jednak wyczuł w nim zirytowanie.
-Rose ? - odważył się tylko na to by wymówić jej imię.
-Kto mówi?
-Ymm...to ja...Bill.
Cisza zagościła po obu stronach słuchawki. Trwali w ciszy słuchając swoich nierównych oddechów.
Oboje zastanawiali się co mają sobie powiedzieć. Cały czas o nim myślała. Wspominała. Tęskniła za czymś czego nie miała szansy poznać. A gdy jej zrujnowany świat zaczął pomału się odbudowywać , gdy nazwisko Kaulitz zniknęło z jej horyzontu on dzwoni jakby nigdy nic...
-Aha, okej,dobre żarty.
-Rose poczekaj, to naprawdę ja. Przepraszam,że nie dzwoniłem. Nie gniewaj się.
-Nie no spoko, przecież byłeś pewnie tak zapracowany,że zapomniałeś napisać nawet głupiego sms'a. - wyczuł w niej zdenerwowanie.
Wyobraził sobie jej kocie soczewki ciemniejące stopniowe pod wpływem zdenerwowania, zaciśnięte w wąską linię usta .
-Rose, ja nie miałem pojęcia,że mam Twój numer . Tom dziś go znalazł.
Znowu cisza, znowu nierównomierne oddechy. Uwierzyła mu w tą ckliwą historyjkę o numerze,że nie miała pojęcia. Właściwie nie miała prawa się na niego gniewać. Nic sobie nie obiecywali. Stan rzeczy był prosty : ona jest fankom, on idolem.
-Okej, rozumiem. - powiedziała nieco przyjaznym tonem.
"Nie, to niemożliwe. Jak to niemożliwe? Wszystko jest możliwe, każda rzecz, życie to ogromny wachlarz możliwości o identycznym stopniu prawdopodobieństwa. Trzeba być nastawionym na wszystko, wszystko przewidywać, nie brać za pewnik. Nie ufać nikomu i niczemu."
Usiadła wygodnie na łóżku trzymając przy uchu dalej telefon. Podciągnęła kolana do brody i narzuciła na stopy kołdrę. Uśmiechała się w pustą przestrzeń pokoju podczas gdy Kaulitz opowiadał jej o swoich ostatnich dwóch miesiącach. Za to,że nie dzwonił wcześniej przeprosił ją chyba milion razy. Oboje się czuli jak wtedy w parku , siedząc obok siebie , pijąc kawę i rozmawiając jak starzy znajomi. Dziś znowu nimi byli. Uśmiechali się do siebie mimo,że żadne tego nie widziało.
Opowiedział jej o tym jak czuł się podle ,że nie miał w sobie na tyle odwagi by wprost poprosić ją o numer. Wspomniał również o tym,że pracują nad nową płytą .
-Będzie totalnie inna od pozostałych. - czuł się bardzo niecierpliwy ową promocją co Rose wyczuła bez najmniejszego trudu. Czuła się bardzo dobrze, czuła się jakby siedziała obok niego mimo ,że dzieliło ich bardzo wiele kilometrów. Mogła go słuchać godzinami. Czuła się wyśmienicie słuchając jego spokojnego i melodyjnego głosu. Dosłownie jakby ktoś podał jej lek na wszystkie zło jakie ją otacza na co dzień.
"Mój najlepszy grzech
wychodzi przez drzwi
Jestem ciężko ranny
I uzależniony od niej
Czuję się opętany
I zagubiony
Zapomniany jak nienarodzony
Podrzyj na strzępy swój dziennik
Nie odnajdę się nawet jeśli będę szukać (*1) "
-Bill... - ziewnęła leniwie przymykając przy tym zmęczone powieki. - Muszę kończyć .
-Ohh..zapomniałem,że w Berlinie jest noc. -mruknął zrezygnowanym tonem.
-Mam jutro...a w sumie to już dziś ważny egzamin zaliczający.
-Rozumiem Rose. Mogę jeszcze do Ciebie zadzwonić?
-Oczywiście,że tak. O każdej porze dnia i nocy. - oboje się zaśmiali . - W takim razie dobranoc Bill.
-Do usłyszenia Rose.
Głos będący cudownym lekarstwem umilkł . Rose zapisała jego numer w pamięci . Ekran zegara
pokazywał 04:10.
-Oh cudownie...dwie godziny snu. - położyła telefon na szafce nocnej . Przyłożyła polik do chłodnej poduszki i bez zbędnego trudu zasnęła.
" Jeśli pocałunek ma być pocałunkiem musi coś znaczyć. Musisz całować się z kimś za kim szalejesz.
Musisz to czuć całą sobą. Pocałunek musi być tak głęboki żebyś nie chciała zaczerpnąć powietrza.
Nie możesz udawać pierwszego pocałunku, nie warto. Bo kiedy w końcu spotkasz mężczyznę swoich marzeń ten pierwszy pocałunek będzie wszystkim. "
* * *
Spóźniła się. Niespodziewana , nocna rozmowa z Kaulitzem zmorzyła ją w ramiona Morfeusza
na dłużej niż się spodziewała. Naciągnęła na siebie czarny sweter i pierwsze lepsze spodnie. W biegu
wcisnęła na stopy botki i upiła łyk zimnej kawy , którą przygotowała jej rodzicielka wraz ze śniadaniem
i karteczka , na której było napisane : " POWODZENIA." Uśmiechnęła się przelotnie do kartki i ruszyła
w stronę drzwi. Do autobusu zostało jej 10 minut , następny ma za dwie godziny jednak będzie już za późno.
Pędząc ile śnił w nogach gnała po cienkiej warstwie lodu omijając zgrabnie wolno spacerujących ludzi.
"Kaulitz...jak nie zdążę to Cię zabiję, przysięgam." - uśmiechnęła się na samo wspomnienie rozmowy z Billem. Czuła się lepiej. Czuła się potrzebna i radosna. Zwykła rozmowa, rozmowa z nim. Tego jej stanowczo brakowało.
Na przystanek dotarła równo z autobusem. Wparowała do niego w ostatniej chwili, dysząc głośno
i szybko łapiąc powietrze. Kierowca uśmiechnął się do niej uprzejmie , zamknął za nią drzwi i ruszył.
Opadła na pierwszym wolnym miejscu jakie zarejestrowała i sięgnęła do telefonu i kliknęła w rejestr połączeń . Wpatrywała się w połączenie od Billa z uśmiech . Kliknęła w małą kopertę przy jego imieniu i napisała mu wiadomość.
JA: " Zaspałam ;) Dziękuję,że się odezwałeś.
Gdy tracę nadzieję , Ty robisz mi niespodziankę , zaskakujesz mnie
i powodujesz,że prawie spóźniam się na egzamin.
Oj Kaulitz... ;) "
Kliknęła "wyślij" a telefon wrzuciła do torby. Zamierzała dziś zdać ten egzamin mimo wcześniejszych
trudności na uczelni. Wzrok wbiła w samochody po przeciwnej stronie jezdni.
Nie potrafiła opisać uczucia , które jej towarzyszyło dzisiejszego dnia. Wiedziała tylko tyle,że spowodował je on. Tym razem chciała by był zawsze. By to uczucie towarzyszyło jej każdego dnia.
"I czuję tą cholerną dumę, kiedy wiem,że wybrał właśnie mnie. To mi opowiada o swoich uczuciach,
opisuję jak mu minął dzień i wysyła sms'y na dzień dobry i dobranoc. To mnie nazywa kochaniem, słoneczkiem i mówi jak bardzo kocha i tęskni. Nie jest idealnie, ale mimo wszystko cieszę się, że to właśnie ze mną to wszystko przeżywa."
(*1) - Tokio Hotel - Nach dir kommt nichts.
czwartek, 22 stycznia 2015
środa, 14 stycznia 2015
003. The darkness is coming.
W końcu powrócił mój kochany laptop <3
Trójka jest krótka. Nawet bardzo. Za co przepraszam :*
Trójka jest dość dziwna, nawet jak dla mnie...
No ale nic...Czasami nawet dziwne rzeczy są potrzebne, prawda ;)?
Zapraszam na 3 !
Dźwięk gitary zmieszany z lekką nutą perkusji i pasadeną basu wprawiały zazwyczaj Billa
w błogi nastrój . Godzinami potrafił przesiadywać na próbach i dawać z siebie sto procent.
Czując mikrofon w dłoniach czuł się jak pan świata i za żadne skarby nic ani nikt nie potrafiło
zepsuć mu tej chwili aż do dziś...
Od ich ostatniego spotkania minęło już ponad dwa miesiące. Nie wiedział co się z nią dzieje,
czy dalej o nim myśli, czy dalej wspomina ich krótką chwilę..
On pamiętał i żałował,że nie odważył się by utrzymać jakoś tą znajomość. Sam z góry skreślił to,
doskonale zdawał sobie z tego sprawę,że dłuższe znajomości z dziewczynami w jego wykonaniu nie mają
sensu. Każdego dnia karmił się wspomnieniami jej osoby, jej drobną posturą i długimi włosami, zielonym
spojrzeniem i pięknym uśmiechem. Najczęściej jednak wspominał chwilę gdy jej drobne ciało wtuliło się w niego znienacka wywołując w nim mieszane uczucia.
-Bill do cholery jak nie zaczniesz normalnie śpiewać do ta próba nie będzie miała sensu. - z wspomnień wyrwał go dźwięk głosu Davida, który nie był zadowolony z dzisiejszego spotkania.
-Co powiecie na małą przerwę ? - donośny głos Toma rozszedł się po studiu. W myślach Bill podziękował bratu za uratowanie mu tyłka .
Wyciągnął w torby paczkę papierosów i szybko odnalazł drogą na balkon. Czuł się bardzo wytrącony
z równowagi. Nie potrafił się skupić na czymś co robił od małego i co zawsze mu wychodziło. Czuł się zagubiony. Wyciągnął papierosa , odpalił i delektował się relaksem jaki mu przynosił.
-Bill ...- usłyszał ciężkie kroki brata za sobą. - Co się dzieje?
-Nic. - nie miał ochoty na rozmowy nawet z nim. Nie chciał się użalać nad sobą ani wspominać tamten wieczór. Musiał zapomnieć i wrócić do normalnego trybu życia.
-Nie no spoko, nic. Tylko od powrotu z Berlina zachowujesz się jakby słoń nadepnął Ci na ucho .
Blondyn spoglądał na panoramę miasta. Czuł się okropnie...Nie miał tajemnic przed bratem,
zawsze rozmawiali o wszystkim, dzielili ze sobą każdy sekret.
-Poznałem kogoś Tom. - wypalił bez najmniejszego zastanowienia, jego głos był smutny , Tom o nic nie pytał. Barwa głosu brata mówiła mu wszystko ~ nic z tego nie będzie. - Jest mi tak cholernie źle Tom, kurewsko źle bo nie mogę przy niej być... Bo byłem tchórzem i nawet nie zapytałem się o głupi numer telefonu. Jestem debilem Tom. - w kącikach oczu brata gitarzysta dostrzegł łzy. Sprawa wygląda na poważniejszą niż się spodziewał.
"Uśmiecham się owszem, jeszcze pamiętam jak to się robi.
Udaję ,że wszystko jest dobrze,że zapomniałam już o Tobie...
Ale gdy znajduję się sama w swoich czterech ścianach na których
widnieją Twoje portrety...siadam pod oknem, przyciągam kolana do brody i
pozwalam łzą toczyć się po moich polikach, pozwalam
smutkowi zjadać moje serce."
Starała się żyć normalnie. Chodziła na wykłady, wracała do domu i zaszywała się w pokoju malując
nowe obrazy. Tak w jej wydaniu wyglądała normalność. Czuła się okropnie, sądziła,że zadzwoni...że napisze. A on zapewne wyrzucił kartkę z jej numerem.... Takie myśli krążyły jej po głowie.
Tęskniła za nim. Tak naprawdę nie miała za czym tęsknić bo znali się tylko chwilę, jednakże chwilę
wystarczyła by teraz miała prawo tęsknić. Tęsknota powoli ją zżerała... Tęskniła za jego widokiem, nie ważne czy wyglądał na zdenerwowanego czy zadowolonego, tęskniła. Tęskniła za indywidualnym zapachem Kaulitza, tęskniła za ciszą która ich dzieliła , tęskniła za jego głosem. Tęskniła, chociaż tak naprawdę nie powinna.
Jesień witała Berlin pięknymi ,barwnymi liśćmi i końcówką sierpniowego słońca. Brunetka rozsiadła się
wygodnie w bujanym fotelu na balkonie, wsunęła słuchawki do uszu i palcem błądziła po playliście szukając
Jego piosenki. Odnalazła ją dość szybko i wcisnęła play. Głos Kaulitza rozlał się melodyjnie w jej myślach.
"There's nothing left to heal
I'm alone but I know everything you feel"
Siedziała otulona głosem Kaulitza. Wspominała. Wspominała jego barwę , ton i sposób w jaki wypowiadał jej imię. Odpaliła kolejnego papierosa , zaciągając się przy tym porządnie trującą substancją.
W ciągu dnia starała się ukrywać swój smutek, dopiero wieczory pozwalały jej zatopić się w jej małym świecie.
"And you waited on the rain
Through tears my heart has caged"
Dźwięk szkła. Dźwięk otwieranej butelki. Ciężkie westchniecie. Dźwięk wlewanego płytnu.
Dźwięk kruszonego lodu.
Oparł się o chłodną balustradę pozwalając porannemu , letniemu wiatrowi
skryć się w swoich włosach. Upił delikatnie łyk z porannego drinka i odpalił papierosa. Nie wiedział juz co ze sobą zrobić. Kolejny łyk, kolejne zaciągnięcie.
"Tell me how you close the door
No one know but I could love you more
Tellin' all your friends that this love
was just made for bleeding
Hung up underwater but still keep on
Trying to breath in"
Nie kryła już łez . Pozwalała im swobodnie spływać po swoich rozgrzanych polikach .
Chlipała żałośnie do telefonu, słuchając jego kojącego głosu.
-Chyba zwariowałam... - powiedziała sama do siebie śmiejąc się lekko pod nosem. - Ja Cię nie znam.
"And I run, run, run, run
And I run, run, run, run...."
Oboje żałowali ,że nie mieli w sobie na tyle odwagi by wprost wymienić się numerami.
Właściwie to Bill się bał... Czuł cholerny strach przed wpuszczeniem kogoś do swego idealnego życia.
Nie znał jej. Mogła tylko przecież udawać niewzruszoną ich widokiem . Mogła przecież przybrać maskę,
tak jak on to robił w złe dni. Nie znał jej ... Ale chciał poznać. Czuł,że coś w środku, coś ukryte głęboko w
środku chciało ją poznać...Chciało dać jej szansę.
"And you waited on the rain
Through tears my heart has caged
And we fall through fate
But we rise and rise again"
Kojący głos Billa pozostawił po sobie pustkę. Wcisnęła pauzę i zdjęcia słuchawki.
-Wypierdalaj z mojego życia Bill... - przymknęła mocno powieki, powstrzymując tym samym potok łez
zbierający się pod powiekami.
Zniknęła w ciemnościach swego pokoju , zostawiając za drzwiami wszelki myśli na jego temat.
"Nigdy nie czułam takiego żaru i namiętności...
Nigdy nie kochałam tak mocno i zawzięcie...
Nigdy nie pragnęłam tak bardzo i mocno...
Tylko z Tobą."
Dni mijały mu szybko. Czasami miał wrażenie ,że jego dusza stoi obok i obserwuje zmęczone ciało.
Przygląda się swojemu życiu i krzyczy,że znowu coś robi nie tak.
Przesuwał opuszkami palców po krawędziach szklanki z kolejnym drinkiem.
Chciał zapić smutki i żale do samego siebie.
-Bill !!!!! -krzyk brata wyrwał go z zamyśleń. - Gdzie masz moją czarną kurtkę ?
-W kuchni !
Denerwujący głos brata zniknął i mógł powrócić do swojego małego świata,
lecz nie na długo...
-Bill kurwa, wyrzucaj śmieci jak bierzesz moje rzeczy. - gitarzysta trzymał zmiętą krateczkę. - Kto to jest R. i dlaczego jego numer jest w mojej kurtce?
- R ?! - z jego ust wyrwał się cichy pisk. - Daj mi to Tom !
Trójka jest krótka. Nawet bardzo. Za co przepraszam :*
Trójka jest dość dziwna, nawet jak dla mnie...
No ale nic...Czasami nawet dziwne rzeczy są potrzebne, prawda ;)?
Zapraszam na 3 !
Dźwięk gitary zmieszany z lekką nutą perkusji i pasadeną basu wprawiały zazwyczaj Billa
w błogi nastrój . Godzinami potrafił przesiadywać na próbach i dawać z siebie sto procent.
Czując mikrofon w dłoniach czuł się jak pan świata i za żadne skarby nic ani nikt nie potrafiło
zepsuć mu tej chwili aż do dziś...
Od ich ostatniego spotkania minęło już ponad dwa miesiące. Nie wiedział co się z nią dzieje,
czy dalej o nim myśli, czy dalej wspomina ich krótką chwilę..
On pamiętał i żałował,że nie odważył się by utrzymać jakoś tą znajomość. Sam z góry skreślił to,
doskonale zdawał sobie z tego sprawę,że dłuższe znajomości z dziewczynami w jego wykonaniu nie mają
sensu. Każdego dnia karmił się wspomnieniami jej osoby, jej drobną posturą i długimi włosami, zielonym
spojrzeniem i pięknym uśmiechem. Najczęściej jednak wspominał chwilę gdy jej drobne ciało wtuliło się w niego znienacka wywołując w nim mieszane uczucia.
-Bill do cholery jak nie zaczniesz normalnie śpiewać do ta próba nie będzie miała sensu. - z wspomnień wyrwał go dźwięk głosu Davida, który nie był zadowolony z dzisiejszego spotkania.
-Co powiecie na małą przerwę ? - donośny głos Toma rozszedł się po studiu. W myślach Bill podziękował bratu za uratowanie mu tyłka .
Wyciągnął w torby paczkę papierosów i szybko odnalazł drogą na balkon. Czuł się bardzo wytrącony
z równowagi. Nie potrafił się skupić na czymś co robił od małego i co zawsze mu wychodziło. Czuł się zagubiony. Wyciągnął papierosa , odpalił i delektował się relaksem jaki mu przynosił.
-Bill ...- usłyszał ciężkie kroki brata za sobą. - Co się dzieje?
-Nic. - nie miał ochoty na rozmowy nawet z nim. Nie chciał się użalać nad sobą ani wspominać tamten wieczór. Musiał zapomnieć i wrócić do normalnego trybu życia.
-Nie no spoko, nic. Tylko od powrotu z Berlina zachowujesz się jakby słoń nadepnął Ci na ucho .
Blondyn spoglądał na panoramę miasta. Czuł się okropnie...Nie miał tajemnic przed bratem,
zawsze rozmawiali o wszystkim, dzielili ze sobą każdy sekret.
-Poznałem kogoś Tom. - wypalił bez najmniejszego zastanowienia, jego głos był smutny , Tom o nic nie pytał. Barwa głosu brata mówiła mu wszystko ~ nic z tego nie będzie. - Jest mi tak cholernie źle Tom, kurewsko źle bo nie mogę przy niej być... Bo byłem tchórzem i nawet nie zapytałem się o głupi numer telefonu. Jestem debilem Tom. - w kącikach oczu brata gitarzysta dostrzegł łzy. Sprawa wygląda na poważniejszą niż się spodziewał.
"Uśmiecham się owszem, jeszcze pamiętam jak to się robi.
Udaję ,że wszystko jest dobrze,że zapomniałam już o Tobie...
Ale gdy znajduję się sama w swoich czterech ścianach na których
widnieją Twoje portrety...siadam pod oknem, przyciągam kolana do brody i
pozwalam łzą toczyć się po moich polikach, pozwalam
smutkowi zjadać moje serce."
Starała się żyć normalnie. Chodziła na wykłady, wracała do domu i zaszywała się w pokoju malując
nowe obrazy. Tak w jej wydaniu wyglądała normalność. Czuła się okropnie, sądziła,że zadzwoni...że napisze. A on zapewne wyrzucił kartkę z jej numerem.... Takie myśli krążyły jej po głowie.
Tęskniła za nim. Tak naprawdę nie miała za czym tęsknić bo znali się tylko chwilę, jednakże chwilę
wystarczyła by teraz miała prawo tęsknić. Tęsknota powoli ją zżerała... Tęskniła za jego widokiem, nie ważne czy wyglądał na zdenerwowanego czy zadowolonego, tęskniła. Tęskniła za indywidualnym zapachem Kaulitza, tęskniła za ciszą która ich dzieliła , tęskniła za jego głosem. Tęskniła, chociaż tak naprawdę nie powinna.
Jesień witała Berlin pięknymi ,barwnymi liśćmi i końcówką sierpniowego słońca. Brunetka rozsiadła się
wygodnie w bujanym fotelu na balkonie, wsunęła słuchawki do uszu i palcem błądziła po playliście szukając
Jego piosenki. Odnalazła ją dość szybko i wcisnęła play. Głos Kaulitza rozlał się melodyjnie w jej myślach.
"There's nothing left to heal
I'm alone but I know everything you feel"
Siedziała otulona głosem Kaulitza. Wspominała. Wspominała jego barwę , ton i sposób w jaki wypowiadał jej imię. Odpaliła kolejnego papierosa , zaciągając się przy tym porządnie trującą substancją.
W ciągu dnia starała się ukrywać swój smutek, dopiero wieczory pozwalały jej zatopić się w jej małym świecie.
"And you waited on the rain
Through tears my heart has caged"
Dźwięk szkła. Dźwięk otwieranej butelki. Ciężkie westchniecie. Dźwięk wlewanego płytnu.
Dźwięk kruszonego lodu.
Oparł się o chłodną balustradę pozwalając porannemu , letniemu wiatrowi
skryć się w swoich włosach. Upił delikatnie łyk z porannego drinka i odpalił papierosa. Nie wiedział juz co ze sobą zrobić. Kolejny łyk, kolejne zaciągnięcie.
"Tell me how you close the door
No one know but I could love you more
Tellin' all your friends that this love
was just made for bleeding
Hung up underwater but still keep on
Trying to breath in"
Nie kryła już łez . Pozwalała im swobodnie spływać po swoich rozgrzanych polikach .
Chlipała żałośnie do telefonu, słuchając jego kojącego głosu.
-Chyba zwariowałam... - powiedziała sama do siebie śmiejąc się lekko pod nosem. - Ja Cię nie znam.
"And I run, run, run, run
And I run, run, run, run...."
Oboje żałowali ,że nie mieli w sobie na tyle odwagi by wprost wymienić się numerami.
Właściwie to Bill się bał... Czuł cholerny strach przed wpuszczeniem kogoś do swego idealnego życia.
Nie znał jej. Mogła tylko przecież udawać niewzruszoną ich widokiem . Mogła przecież przybrać maskę,
tak jak on to robił w złe dni. Nie znał jej ... Ale chciał poznać. Czuł,że coś w środku, coś ukryte głęboko w
środku chciało ją poznać...Chciało dać jej szansę.
"And you waited on the rain
Through tears my heart has caged
And we fall through fate
But we rise and rise again"
Kojący głos Billa pozostawił po sobie pustkę. Wcisnęła pauzę i zdjęcia słuchawki.
-Wypierdalaj z mojego życia Bill... - przymknęła mocno powieki, powstrzymując tym samym potok łez
zbierający się pod powiekami.
Zniknęła w ciemnościach swego pokoju , zostawiając za drzwiami wszelki myśli na jego temat.
"Nigdy nie czułam takiego żaru i namiętności...
Nigdy nie kochałam tak mocno i zawzięcie...
Nigdy nie pragnęłam tak bardzo i mocno...
Tylko z Tobą."
Dni mijały mu szybko. Czasami miał wrażenie ,że jego dusza stoi obok i obserwuje zmęczone ciało.
Przygląda się swojemu życiu i krzyczy,że znowu coś robi nie tak.
Przesuwał opuszkami palców po krawędziach szklanki z kolejnym drinkiem.
Chciał zapić smutki i żale do samego siebie.
-Bill !!!!! -krzyk brata wyrwał go z zamyśleń. - Gdzie masz moją czarną kurtkę ?
-W kuchni !
Denerwujący głos brata zniknął i mógł powrócić do swojego małego świata,
lecz nie na długo...
-Bill kurwa, wyrzucaj śmieci jak bierzesz moje rzeczy. - gitarzysta trzymał zmiętą krateczkę. - Kto to jest R. i dlaczego jego numer jest w mojej kurtce?
- R ?! - z jego ust wyrwał się cichy pisk. - Daj mi to Tom !
środa, 7 stycznia 2015
002 We'll find a little place for you and me...
Jesteście niesamowici, dziękuję za każde miło słowo ! :)
Oswobodzona z ciężkiego wzroku Billa wypadła z wielkim impetem z pomieszczenia
nie zwracając najmniejszej uwagi na szokujące spojrzenia innych ludzi.Czuła się...dziwnie.
Właściwie nie tego się spodziewała. Ciężko jej było rozgryźć młodszego Kaulitza.
Przystanęła na chwilę łapiąc szybko powietrze i chcąc uspokoić rytm serca. Czuła się tak
bardzo sfrustrowana,że miała ochotę uderzać głową o ścianę i krzyczeć tak głośno, aż zeszliby
się tu wszyscy ludzie.
Osunęła się po chłodniej ścianie , skuliła nogi pod brodę i zaczęła spokojnie oddychać.
"Już dobrze...Spokojnie Rose...spokojnie." - powtarzała jak mantrę w myślach co kompletnie spowodowało, że nie zauważyła stojącego nad nią wokalisty.
- Dobrze się czujesz? - w jego głosie można było wyczuć troskę i odrobinę złości na samego siebie.
Wyciągnął do niej swoją dłoń. Uniosła swoje zmęczone oczy w jego stronę i wpatrywała się
w nią bez słowa.... Właściwie bała się go znowu dotknąć. Bała się kolejnej eksplozji żaru , bała się
jego pustego spojrzenia ... Bała się znowu poczuć jego zapach. Przygryzła teatralnie wargę i ignorując
jego pomocną dłoń podniosła się z podłogi.
-Tak. - jej twarzy była tak poważna i surowa,że przez chwilę sama zaczęła się bać. Zmusiła się do delikatnego uśmiechu i ruszyła prosto przed siebie.
Znowu czuł się speszony i zdezorientowany. Nie lubił gdy ktoś doprowadzał go do takiego stanu,
a jej przychodziło to zdecydowanie za łatwo. Miał ochotę rzucić się za nią biegiem, złapać w swoje ramiona
i rozkoszować się widokiem tej niewinnej twarzy. Zmusić by spojrzała mu prosto w oczy a na koniec złożyć
delikatny pocałunek.
"Kocham deszcz. Kocham stać w nim i patrzeć się w niebo.
Kocham pozwalać mu oblepiać moje ciało . Kocham gdy muska delikatnie
usta , gdy wkrada się niezgrabie we włosy ...
Kocham trzymać Cię za rękę i pozwalać stać Ci obok,
dzielić z Tobą tą dziwną chwilę."
-Rose...- dźwięk jej imienia spowodował automatyczną blokadę stopu. Imię wypowiadane przez niego łaskotało delikatnie uszy i powodowało błogą euforię. Zamknęła oczy. Słyszała jego kroki, był już blisko. Nie bała się... Tym razem była ciekawa dlaczego za nią wyszedł. - Możemy porozmawiać ? - był już tuż za nią. Niemalże czuła ten zapach...Ten błogi zapach perfum o nazwie "Kaulitz". Chciała chociaż na chwile znowu stać się tym ćpunem na głodzie, chciała prosić go by pozwolił rozkoszować się jej tą chwilą, tym błogim stanem , chwilą uniesienia.
Odwróciła się w jego stronę, bardzo niepewnie i bezszelestnie. Zaczerpnęła resztkę powietrza,
w której nie znajdował się "Kaulitz" i bez najmniejszego zastanowienia wypaliła :
-Co ja Ci takiego zrobiłam?
-Nie rozumiem .Ja...
-Gapisz się na mnie tak jakbyś chciał pokroić żywcem i zamknąć w słoiku.
-Oh ... - podrapał się po zaroście gubiąc przy tym resztkę pewności siebie. Poczuł się jak idiota. -To nie tak, serio. Wybacz...ja...no...
Brunetka ściągnęła z polika niesforny lok, który zabłądził po drodze. Zagryzła lekko wargę, starając zatuszować tym swój szyderczy uśmiech. Bawiło ją to. Bawił ją ten głupkowaty wyraz jego twarzy. Dosłownie jakby ktoś dał mu kawałek czekolady, a potem zabrał zanim zdążył jej skosztować. Starał się opanować.
"Wdech, wydech...Wdech , wydech. " - starał się nie wybuchnąć emocjami, nie mógł pozwolić sobie na to by tracić przy niej kontrolę. Znał ją chwilę...Właściwie to nawet nie znał jej chwilę. Nie znał jej .
-Nie chcę wyjść na idiotę albo jakiegoś natręta...-zaczął niepewnie .
-Mógłbyś się pośpieszyć Bill? Zaraz ucieknie mi autobus do domu a na kolejny będę musiała czekać dwie godziny . - czuła się tak cholernie
pewna siebie.
- W takim razie, co powiesz na kawę z podwózką pod drzwi od domu?
"A pamiętasz... te wakacje? No... wtedy gdy powiedziałeś
mi,że tak na prawdę zawsze się bałeś latać samolotem ?
Pamiętasz? Bo ja tak.
Tamte wakacje były naszymi ostatnimi tak naprawdę.
Chociaż oboje nie wiedzieliśmy co przyniesie nam nowy dzień,
byliśmy tacy szczęśliwi..."
Siedziała w milczeniu w jego białej Audi Q7 spoglądając ukradkiem na jego idealną twarz.
Chyba po raz pierwszy tego wieczoru zachowywali się normalnie w stosunku do siebie. Milczeli.
Tak,to było jedno z tych normalnych zachowań. Jedynie jego zapach momentami mówił jej z kim tak naprawdę siedzi w tym samochodzie.
Niepewnie zerknęła w jego stronę i zbadała jego twarz. Była blada, skóra wydawała się być
aksamitna i delikatna . Idealne usta były zagryzione w kąciku a czekoladowe soczewki wpatrywały się w pustą ulicę .
-A tak właściwie...to dlaczego za mną wyszedłeś?
Zatrzymał samochód przy pierwszej otwartej kawiarni jaką zauważył. Wyciągnął kluczyk ze stacyjki i wziął parę szybkich wdechów.
-Nie wiem.... - urwał w pół zdania i wyszedł z samochodu, zatrzaskując za sobą drzwi. Przeszedł wolnym krokiem przed maską nie gubiąc kontaktu wzrokowego z Rose. Znalazł się tusz przed jej nosem po drugiej stronie szyby. Otworzył drzwi i podał dłoń. Tym razem ją ujęła, starając skupić się na tym by jej skóra nie płonęła żywym ogniem . - Nie wiem. Tak po prostu.
-Czyli mam rozumieć,że wybieganie za fankami w Twoim wykonaniu jest czymś normalnym ? - w jej glosie brzmiała nutka ironii.
Trzymając dalej jej dłoń przyjrzał się jej dokładnie. Była niska, ale nie za niska. Miała delikatne rysy twarzy i długie, brązowe włosy,które z zielonymi oczami komponowały się idealnie dając jej dużo uroku. Oczy miała tajemnicze...Nie mógł rozgryźć co w nich się znajduje. Pełne usta w kolorze bladego różu sprawiały wrażenie bardzo spokojnych i opanowanych. Poza tym do twarzy jej było w czerni.
-Nie Rose, to nie jest normalne zachowanie i właśnie to mnie martwi. - ze spokojnym głosem pozwolił odejść jej trochę od samochodu, puścił jej dłoń i zamknął samochód.
Przekroczyli próg kawiarni . Momentalnie wszystkie oczy skierowały się w ich stronę. Podążała ostrożnie za Billem , unikając przy tym ostrych jak brzytwa spojrzeń innych dziewczyn. Miała ochotę uciec... Zastanawiała się po co się na to godzi. Była blisko domu, przecież w każdej chwili mogła wyjść , biegnąć przed siebie... Jednakże coś ją zatrzymało, coś kazało stać jej obok niego i dawać się pożerać wzrokiem.
-Rose... - przeniosła wzrok na jego pogodną twarz na której malował się uśmiech. - ... na co masz ochotę?
"Lubiłam malować Twoje portrety...
Siedziałeś, taki skupiony i poważny.
Czekoladowe soczewki lśniły w delikatny blasku porannego słońca,
a skóra promieniała.
Czasami przygryzałam potajemnie wargę ."
Ciepły wiatr otulał ich pozwalając rozkoszować się tym wieczorem. Siedzieli obok siebie na ławce w parku. Możliwe ,że zbyt blisko. Jednakże euforia wywołana zapachem Kaulitza powoli zaczynała się jej podobać i starała się do tego przywyknąć. W myślach nazwała się ćpunką , która była silnie uzależniona. Siedzieli w ciszy, popijając kawę i słuchając na wzajem swoich oddechów.
-Dalej nie wytłumaczyłeś mi dlaczego za mną wybiegłeś. - jej cichy i niepewny głos przerwał ciężką cisze.
-Cóż...- wziął porządnego łyka kawy i popatrzał się w ciemną przestrzeń - Nie jesteś taką typową fanką jaką zazwyczaj spotykamy.
Spojrzała na niego ciekawsko. Nie rozumiała co ma na myśli co Bill stanowczo wyczuł w jej spojrzeniu.
Obrócił się lekko w jej stronę , uśmiechnął się sympatycznie i podjął się wyjaśnienia.
-Uwierz mi ja też nie rozumiem swojego zachowania. Ale gdy Cię zobaczyłem... Wydawałaś się być całkiem inna od tych dziewczyn. Stałaś kompletnie nie wzruszona naszą obecnością, to dla mnie nowość. - jego twarz przybrała bardzo zabawy wyraz . Prawa brew została lekko uniesiona ku górze , ukazując mimowolnie zmarszczki od śmiechu . Przygryziona warga dodawała mu dużo tajemniczości.
Właściwie chyba nie chciała wiedzieć nic więcej. Poczuła się wyjątkowo. Siedziała z młodszym Kaulitzem w parku, prowadząc urywaną rozmowę i pijąc kawę. Czego chcieć więcej?
-Rozumiem. - ich oczy ponownie się spotkały. Tym razem żadne soczewki nie były agresywne ani pełne ciemności.
-Opowiedz mi coś o sobie. - usadowił się wygodnie na ile tylko pozwoliła drewniana ławka w parku i wtopił w nią swoje czekoladowe spojrzenie.
Przez chwilę nie wiedziała co ma mu powiedzieć. Była zwykłą , szarą nastolatką która zaczęła studia na Akademii Sztuk Pięknych na wydziale malarstwa. Lubiła koty , jednakże miała uczulenie na ich sierść.
"Jedna z zakazanych miłości." - pomyślała cierpko.
Siedzieli tak obok siebie i rozmawiali jak najlepsi znajomi. Nie czuli się obcymi ludźmi dla siebie, tylko jak dwoje przyjaciół którzy spotykają się po kilku latach nieobecności. Nie było między nimi bariery "giwazda-fan". Momentami dziewczyna zapominała,że rozmawia z tym Billem Kaulitzem a on...On zapominał,że jest kimś sławnym.
-Wiesz Rose...-zrobił długą przerwę. - Czasami mi brakuje ten normalności. Tego,żeby usiąść w parku z dziewczynom i wypić kawę bez zbędnego szumu, zdjęć z fanami i czytania na następny dzień w gazecie,że się z kimś spotykam. Moje życie jest bardzo męczące... - przymknął leniwie powieki pozwalając sobie
na chwilę oddać się tej ciszy.
Z ciekawością i pasją przyglądała się jego zmęczonej twarzy. Starannie ilustrowała każdy jej centymetr , uczyła się na pamięć jego mimiki. Szmaragdowe oczy skupiły się na jego pełnych ustach , zaciśniętych w cienką linię dając przy tym grymas bólu i żalu. Znowu zapadła między nimi cisza...
-Muszę już wracać. - spojrzała smutnym wzrokiem na telefon,który pokazywał jej północ. Wstała leniwie z niewygodnej ławki , pozwalając mięśniom się rozluźnić, wrzuciła pusty kubek do śmietnika i spojrzała na Billa. - Jutro Cię już tu nie będzie...
-Ale dziś jeszcze jestem. - szybkim ruchem znalazł się obok niej podając dłoń. Odwzajemniając gest uśmiechu wsunęła swoja szczupłą dłoń w jego, czując przy tym ciepło bijące od niego. - Odprowadzę Cię.
"Ciepłe promienie słońca tuliły nasze ciała,
rozgrzany piasek drażnił kawałki skóry.
Leżeliśmy obok siebie, ściskając dłonie
i słuchaliśmy szumu fal....
-Wiesz Rose, mógłbym spędzić na tej plaży
z Tobą resztę mojego życia...
-Więc dlaczego tego by nie zrobić?"
-Mieszkam tutaj. - brunetka odgarnęła włosy na bok i stanęła tyłem do furtki.
Mieszkała w pięknym jednorodzinnym domku z wielkim ogrodem . W oknach nie paliło się żadne światło więc oznaczało to,że domownicy dawno już spali. W kieszeni ściskała karteczkę ze swoim numerem. Okłamywała się ,że może napisze, może zadzwoni... Łudziła się ,że to nie jest ich ostatnie spotkanie.
-Bardzo miło było mi Cię poznać, Rose. - całkiem szybko znalazł się blisko niej spoglądając prosto w jej kocie oczy . Uśmiechał się delikatnie , przenosząc wzrok na jej pełne usta ,które tak bardzo chciał całować...Jednak coś w środku go blokowało, coś czego nie potrafił rozgryźć. Coś co go niepokoiło.
Pochłonięty swoimi myślami i wewnętrzną walką nie zorientował się gdy drobna postać wtuliła się w jego ramiona dyskretnie wsuwając zgniecioną kartkę do kieszeni. Ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy przytulił ją delikatnie i złożył szybki pocałunek w jej niesforne loki.
-Żegnaj Rose. - zniknął w cieniu lamp , zostawiając ją samą.
"Agonia, którą przechodzę po stracie Ciebie
jest tak silna ,że boję się każdego
następnego poranka."
Oswobodzona z ciężkiego wzroku Billa wypadła z wielkim impetem z pomieszczenia
nie zwracając najmniejszej uwagi na szokujące spojrzenia innych ludzi.Czuła się...dziwnie.
Właściwie nie tego się spodziewała. Ciężko jej było rozgryźć młodszego Kaulitza.
Przystanęła na chwilę łapiąc szybko powietrze i chcąc uspokoić rytm serca. Czuła się tak
bardzo sfrustrowana,że miała ochotę uderzać głową o ścianę i krzyczeć tak głośno, aż zeszliby
się tu wszyscy ludzie.
Osunęła się po chłodniej ścianie , skuliła nogi pod brodę i zaczęła spokojnie oddychać.
"Już dobrze...Spokojnie Rose...spokojnie." - powtarzała jak mantrę w myślach co kompletnie spowodowało, że nie zauważyła stojącego nad nią wokalisty.
- Dobrze się czujesz? - w jego głosie można było wyczuć troskę i odrobinę złości na samego siebie.
Wyciągnął do niej swoją dłoń. Uniosła swoje zmęczone oczy w jego stronę i wpatrywała się
w nią bez słowa.... Właściwie bała się go znowu dotknąć. Bała się kolejnej eksplozji żaru , bała się
jego pustego spojrzenia ... Bała się znowu poczuć jego zapach. Przygryzła teatralnie wargę i ignorując
jego pomocną dłoń podniosła się z podłogi.
-Tak. - jej twarzy była tak poważna i surowa,że przez chwilę sama zaczęła się bać. Zmusiła się do delikatnego uśmiechu i ruszyła prosto przed siebie.
Znowu czuł się speszony i zdezorientowany. Nie lubił gdy ktoś doprowadzał go do takiego stanu,
a jej przychodziło to zdecydowanie za łatwo. Miał ochotę rzucić się za nią biegiem, złapać w swoje ramiona
i rozkoszować się widokiem tej niewinnej twarzy. Zmusić by spojrzała mu prosto w oczy a na koniec złożyć
delikatny pocałunek.
"Kocham deszcz. Kocham stać w nim i patrzeć się w niebo.
Kocham pozwalać mu oblepiać moje ciało . Kocham gdy muska delikatnie
usta , gdy wkrada się niezgrabie we włosy ...
Kocham trzymać Cię za rękę i pozwalać stać Ci obok,
dzielić z Tobą tą dziwną chwilę."
-Rose...- dźwięk jej imienia spowodował automatyczną blokadę stopu. Imię wypowiadane przez niego łaskotało delikatnie uszy i powodowało błogą euforię. Zamknęła oczy. Słyszała jego kroki, był już blisko. Nie bała się... Tym razem była ciekawa dlaczego za nią wyszedł. - Możemy porozmawiać ? - był już tuż za nią. Niemalże czuła ten zapach...Ten błogi zapach perfum o nazwie "Kaulitz". Chciała chociaż na chwile znowu stać się tym ćpunem na głodzie, chciała prosić go by pozwolił rozkoszować się jej tą chwilą, tym błogim stanem , chwilą uniesienia.
Odwróciła się w jego stronę, bardzo niepewnie i bezszelestnie. Zaczerpnęła resztkę powietrza,
w której nie znajdował się "Kaulitz" i bez najmniejszego zastanowienia wypaliła :
-Co ja Ci takiego zrobiłam?
-Nie rozumiem .Ja...
-Gapisz się na mnie tak jakbyś chciał pokroić żywcem i zamknąć w słoiku.
-Oh ... - podrapał się po zaroście gubiąc przy tym resztkę pewności siebie. Poczuł się jak idiota. -To nie tak, serio. Wybacz...ja...no...
Brunetka ściągnęła z polika niesforny lok, który zabłądził po drodze. Zagryzła lekko wargę, starając zatuszować tym swój szyderczy uśmiech. Bawiło ją to. Bawił ją ten głupkowaty wyraz jego twarzy. Dosłownie jakby ktoś dał mu kawałek czekolady, a potem zabrał zanim zdążył jej skosztować. Starał się opanować.
"Wdech, wydech...Wdech , wydech. " - starał się nie wybuchnąć emocjami, nie mógł pozwolić sobie na to by tracić przy niej kontrolę. Znał ją chwilę...Właściwie to nawet nie znał jej chwilę. Nie znał jej .
-Nie chcę wyjść na idiotę albo jakiegoś natręta...-zaczął niepewnie .
-Mógłbyś się pośpieszyć Bill? Zaraz ucieknie mi autobus do domu a na kolejny będę musiała czekać dwie godziny . - czuła się tak cholernie
pewna siebie.
- W takim razie, co powiesz na kawę z podwózką pod drzwi od domu?
"A pamiętasz... te wakacje? No... wtedy gdy powiedziałeś
mi,że tak na prawdę zawsze się bałeś latać samolotem ?
Pamiętasz? Bo ja tak.
Tamte wakacje były naszymi ostatnimi tak naprawdę.
Chociaż oboje nie wiedzieliśmy co przyniesie nam nowy dzień,
byliśmy tacy szczęśliwi..."
Siedziała w milczeniu w jego białej Audi Q7 spoglądając ukradkiem na jego idealną twarz.
Chyba po raz pierwszy tego wieczoru zachowywali się normalnie w stosunku do siebie. Milczeli.
Tak,to było jedno z tych normalnych zachowań. Jedynie jego zapach momentami mówił jej z kim tak naprawdę siedzi w tym samochodzie.
Niepewnie zerknęła w jego stronę i zbadała jego twarz. Była blada, skóra wydawała się być
aksamitna i delikatna . Idealne usta były zagryzione w kąciku a czekoladowe soczewki wpatrywały się w pustą ulicę .
-A tak właściwie...to dlaczego za mną wyszedłeś?
Zatrzymał samochód przy pierwszej otwartej kawiarni jaką zauważył. Wyciągnął kluczyk ze stacyjki i wziął parę szybkich wdechów.
-Nie wiem.... - urwał w pół zdania i wyszedł z samochodu, zatrzaskując za sobą drzwi. Przeszedł wolnym krokiem przed maską nie gubiąc kontaktu wzrokowego z Rose. Znalazł się tusz przed jej nosem po drugiej stronie szyby. Otworzył drzwi i podał dłoń. Tym razem ją ujęła, starając skupić się na tym by jej skóra nie płonęła żywym ogniem . - Nie wiem. Tak po prostu.
-Czyli mam rozumieć,że wybieganie za fankami w Twoim wykonaniu jest czymś normalnym ? - w jej glosie brzmiała nutka ironii.
Trzymając dalej jej dłoń przyjrzał się jej dokładnie. Była niska, ale nie za niska. Miała delikatne rysy twarzy i długie, brązowe włosy,które z zielonymi oczami komponowały się idealnie dając jej dużo uroku. Oczy miała tajemnicze...Nie mógł rozgryźć co w nich się znajduje. Pełne usta w kolorze bladego różu sprawiały wrażenie bardzo spokojnych i opanowanych. Poza tym do twarzy jej było w czerni.
-Nie Rose, to nie jest normalne zachowanie i właśnie to mnie martwi. - ze spokojnym głosem pozwolił odejść jej trochę od samochodu, puścił jej dłoń i zamknął samochód.
Przekroczyli próg kawiarni . Momentalnie wszystkie oczy skierowały się w ich stronę. Podążała ostrożnie za Billem , unikając przy tym ostrych jak brzytwa spojrzeń innych dziewczyn. Miała ochotę uciec... Zastanawiała się po co się na to godzi. Była blisko domu, przecież w każdej chwili mogła wyjść , biegnąć przed siebie... Jednakże coś ją zatrzymało, coś kazało stać jej obok niego i dawać się pożerać wzrokiem.
-Rose... - przeniosła wzrok na jego pogodną twarz na której malował się uśmiech. - ... na co masz ochotę?
"Lubiłam malować Twoje portrety...
Siedziałeś, taki skupiony i poważny.
Czekoladowe soczewki lśniły w delikatny blasku porannego słońca,
a skóra promieniała.
Czasami przygryzałam potajemnie wargę ."
Ciepły wiatr otulał ich pozwalając rozkoszować się tym wieczorem. Siedzieli obok siebie na ławce w parku. Możliwe ,że zbyt blisko. Jednakże euforia wywołana zapachem Kaulitza powoli zaczynała się jej podobać i starała się do tego przywyknąć. W myślach nazwała się ćpunką , która była silnie uzależniona. Siedzieli w ciszy, popijając kawę i słuchając na wzajem swoich oddechów.
-Dalej nie wytłumaczyłeś mi dlaczego za mną wybiegłeś. - jej cichy i niepewny głos przerwał ciężką cisze.
-Cóż...- wziął porządnego łyka kawy i popatrzał się w ciemną przestrzeń - Nie jesteś taką typową fanką jaką zazwyczaj spotykamy.
Spojrzała na niego ciekawsko. Nie rozumiała co ma na myśli co Bill stanowczo wyczuł w jej spojrzeniu.
Obrócił się lekko w jej stronę , uśmiechnął się sympatycznie i podjął się wyjaśnienia.
-Uwierz mi ja też nie rozumiem swojego zachowania. Ale gdy Cię zobaczyłem... Wydawałaś się być całkiem inna od tych dziewczyn. Stałaś kompletnie nie wzruszona naszą obecnością, to dla mnie nowość. - jego twarz przybrała bardzo zabawy wyraz . Prawa brew została lekko uniesiona ku górze , ukazując mimowolnie zmarszczki od śmiechu . Przygryziona warga dodawała mu dużo tajemniczości.
Właściwie chyba nie chciała wiedzieć nic więcej. Poczuła się wyjątkowo. Siedziała z młodszym Kaulitzem w parku, prowadząc urywaną rozmowę i pijąc kawę. Czego chcieć więcej?
-Rozumiem. - ich oczy ponownie się spotkały. Tym razem żadne soczewki nie były agresywne ani pełne ciemności.
-Opowiedz mi coś o sobie. - usadowił się wygodnie na ile tylko pozwoliła drewniana ławka w parku i wtopił w nią swoje czekoladowe spojrzenie.
Przez chwilę nie wiedziała co ma mu powiedzieć. Była zwykłą , szarą nastolatką która zaczęła studia na Akademii Sztuk Pięknych na wydziale malarstwa. Lubiła koty , jednakże miała uczulenie na ich sierść.
"Jedna z zakazanych miłości." - pomyślała cierpko.
Siedzieli tak obok siebie i rozmawiali jak najlepsi znajomi. Nie czuli się obcymi ludźmi dla siebie, tylko jak dwoje przyjaciół którzy spotykają się po kilku latach nieobecności. Nie było między nimi bariery "giwazda-fan". Momentami dziewczyna zapominała,że rozmawia z tym Billem Kaulitzem a on...On zapominał,że jest kimś sławnym.
-Wiesz Rose...-zrobił długą przerwę. - Czasami mi brakuje ten normalności. Tego,żeby usiąść w parku z dziewczynom i wypić kawę bez zbędnego szumu, zdjęć z fanami i czytania na następny dzień w gazecie,że się z kimś spotykam. Moje życie jest bardzo męczące... - przymknął leniwie powieki pozwalając sobie
na chwilę oddać się tej ciszy.
Z ciekawością i pasją przyglądała się jego zmęczonej twarzy. Starannie ilustrowała każdy jej centymetr , uczyła się na pamięć jego mimiki. Szmaragdowe oczy skupiły się na jego pełnych ustach , zaciśniętych w cienką linię dając przy tym grymas bólu i żalu. Znowu zapadła między nimi cisza...
-Muszę już wracać. - spojrzała smutnym wzrokiem na telefon,który pokazywał jej północ. Wstała leniwie z niewygodnej ławki , pozwalając mięśniom się rozluźnić, wrzuciła pusty kubek do śmietnika i spojrzała na Billa. - Jutro Cię już tu nie będzie...
-Ale dziś jeszcze jestem. - szybkim ruchem znalazł się obok niej podając dłoń. Odwzajemniając gest uśmiechu wsunęła swoja szczupłą dłoń w jego, czując przy tym ciepło bijące od niego. - Odprowadzę Cię.
"Ciepłe promienie słońca tuliły nasze ciała,
rozgrzany piasek drażnił kawałki skóry.
Leżeliśmy obok siebie, ściskając dłonie
i słuchaliśmy szumu fal....
-Wiesz Rose, mógłbym spędzić na tej plaży
z Tobą resztę mojego życia...
-Więc dlaczego tego by nie zrobić?"
-Mieszkam tutaj. - brunetka odgarnęła włosy na bok i stanęła tyłem do furtki.
Mieszkała w pięknym jednorodzinnym domku z wielkim ogrodem . W oknach nie paliło się żadne światło więc oznaczało to,że domownicy dawno już spali. W kieszeni ściskała karteczkę ze swoim numerem. Okłamywała się ,że może napisze, może zadzwoni... Łudziła się ,że to nie jest ich ostatnie spotkanie.
-Bardzo miło było mi Cię poznać, Rose. - całkiem szybko znalazł się blisko niej spoglądając prosto w jej kocie oczy . Uśmiechał się delikatnie , przenosząc wzrok na jej pełne usta ,które tak bardzo chciał całować...Jednak coś w środku go blokowało, coś czego nie potrafił rozgryźć. Coś co go niepokoiło.
Pochłonięty swoimi myślami i wewnętrzną walką nie zorientował się gdy drobna postać wtuliła się w jego ramiona dyskretnie wsuwając zgniecioną kartkę do kieszeni. Ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy przytulił ją delikatnie i złożył szybki pocałunek w jej niesforne loki.
-Żegnaj Rose. - zniknął w cieniu lamp , zostawiając ją samą.
"Agonia, którą przechodzę po stracie Ciebie
jest tak silna ,że boję się każdego
następnego poranka."
poniedziałek, 5 stycznia 2015
001 You're making my dreams come true.
WOW !
Jestem w totalnym szoku...serio.
Nie spodziewałam się takiego zaciekawienia prologiem i
dużej obecności czytelników - kocham Was <3
Zapraszam na jedyneczkę ;)
Zegar wybijał 05:30 gdy drobna brunetka przewracała się na drugi bok.
Uchyliła delikatnie zaspane powieki, pozwalając soczewkom przyzwyczaić
się do ostrych promieni słonecznych wpadających przez lekko uchylone rolety.
Podciągnęła się do pozycji siedzącej i przetarła zaspane oczy. Ziewnęła głośno i
energicznym ruchem wstała z łóżka pozwalając bosym stopom wtopić się w puszysty
dywan koloru kawy z mlekiem. Wędrując prosto ku drzwiom balkonowym
złapała za paczkę papierosów i opadła wygodnie w miękkim fotelu .
Wsunęła białą rurkę do ust , odpaliła i zaciągnęła się porządnie
dawką trucizny pozwalając jej drażnić przełyk.
Tego roku lato było dość ciepłe, jednakże nie brakowało letniego wiatru który
owijał delikatnie każdy skrawek gołego ciała dostarczając przy tym lekkiej gęsiej skórki.
Skończonego papierosa zatopiła w małej ilości wody , która zgromadziła się w popielniczce
i wróciła do pokoju. Zsunęła z siebie krótkie spodenki i dużą koszulkę z napisem "LA" ,
które robiło jej za piżamę w upalne noce. Całkiem naga pościeliła łóżko i wybrała z szuflady czarny, koronkowy komplet bielizny. Do tego dobrała czarną sukienkę i conversy za kostkę. Uchyliła
lekko drzwi od pokoju, badając czy teren do łazienki jest czysty.
-Mamo?Tato?- jej krzyk rozszedł się po pustym mieszkaniu. - Alex?- dla pewności odczekała kilka sekund, jednak gdy cisza dalej nie została naruszona ruszyła w stronę łazienki.
Szybki prysznic i perfekcyjny makijaż nie zajęły brunetce dużo czasu. Chciała wyglądać dziś idealnie. Wróciła do pokoju i uśmiechnęła się do koperty, która leżała na jej białym biurku.
Zawartość koperty była dla niej bardzo cenna i ważna. Od zakupu często wyciągała ją i oglądała mimo,że znała na pamięć. Biała kartka z napisem " Meet & Greet Tokio Hotel" wywoływała wiele radości i uśmiechów.
"Czekałam na Ciebie wieczność...
A jak wiesz, mój Drogi , wieczność to na prawdę
bardzo długo. "
Równo o godzinie 16:00 razem z grupką innych fanów stała pod Velodrom'em . Czuła się bardzo podekscytowana , w podbrzuszu roiło się jej stado motyli czekających na idealny moment by eksplodować . Jej smukłe nogi poruszały się automatycznie, każdy gest zdawał się być wykonywany w innym wymiarze. Dokładnie tak , jakby jej dusza stała obok i obserwowała całe zdarzenie a ciałem
poruszał ktoś obcy, inny , nieznany.
Tłum fanów maszerował długim holem . Wiele z dziewczyn piszczało z radości mówiąc o tym,że koniecznie chce zrobić sobie więcej niż jedno zdjęcie . Inne zaś miały już łzy w oczach na samą myśl o spotkaniu swoich idoli a Rose... Cóż, Rose była opanowana, cicha i zgaszona. Gdy zbliżyli się do drzwi za którymi czekali na nich członkowie ukochanego zespołu na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech.
"Nigdy nie zapomnę uśmiechu, którym obdarzyłeś mnie pierwszego dnia,
na naszym pierwszym spotkaniu...
...i tego głupiego wyrazu Twojej twarzy gdy zaprosiłeś mnie na kawę.
Doprawdy, potrafisz być tak uroczy,że nawet
gorzka kawa smakuje lepiej w Twoim towarzystwie."
Jego czekoladowe soczewki ilustrowały każdą osobę , która przybyła do pokoju.
Każda dziewczyna wyglądała tak samo.. Świdrowały wzorkiem po pokoju, przenosząc go z Billa na
Toma i powrotem. Na każdej twarzy malowała się radość i niecierpliwość... ...i wtedy zobaczył ją.
Stała na samym końcu kolejki ubrana w delikatną czarną sukienkę . Jej wzrok był skupiony i
idealny. Skupiony na nim. Widział to , obserwowała każdy jego ruch. Miał wrażenie ,że liczy każdy jego oddech , uczy się każdego jego kroku na pamięć, bada jego twarz. Czuł się speszony. Jednakże ukradkiem spoglądał na nią gdy podchodziła do Georga, prowadziła krótką rozmowę i zmieniła kierunek w stronę jego brata a następnie do Gustava.
Jej drobne ciało kierowało się prosto w jego stronę. Stał jak sparaliżowany. Chciał coś powiedzieć, uśmiechnąć się. Jednakże stał , taki osłupiały , taki bezbronny.
-Cześć. - jej spokojny i opanowany ale zarazem melodyjny głos dotarł z lekkim opóźnieniem do niego.
Nim zdążył się do niej odezwać podsunęła mu płytę do podpisania. Przesunął wzrokiem po podpisanej już płycie przez swoich przyjaciół i odnalazł jej imię.
"Rose. " - pomyślał rozkosznie - "Nawet imię czarujące."
W ten autograf włożył całe swoje skupienie i serce. Starał się by był idealny . Gdy wyciągnęła z torebki aparat poczuł się skrępowany. Mimowolnie odczuł wrażenie,że od samego początku gdy tylko ją zauważył czuje sie skrępowany.
-Jesteś z Berlina? - usłyszała jego aksamitny głos gdy chciała się już żegnać.
-Tak...nie...właściwie to mieszkam kawałek od Berlina. - zdecydowanie wyczuł w jej głosie zdenerwowanie, co nie ukrywał sam przed sobą dało mu dużą pewność siebie. Od początku spotkanie to ona onieśmielała go swoją osobą, teraz czuł że jest inaczej.
-Pokażesz mi zdjęcie ?- jego czekoladowe soczewki w wolnym tempie skierowały się na aparat , który trzymała w swoich szczupłych dłoniach.
-Ahh...jasne.
Podeszła do niego nieco bliżej, poczuła jego intensywny zapach . Zapach , którym mógł pachnieć tylko Bill Kaulitz. Nigdy wcześniej nie czuła tego u żadnego mężczyzny. Dyskretnie wciągnęła jeszcze jedną dawkę indywidualnego zapachu Kaulitza, rozkoszując się przy tym jak ćpun na głodzie. Nie chciała zostać przyłapana na tym więc powstrzymała sie przed kolejną dawką i kolejną...
"Opanuj się idiotko." - jej wewnętrzne ja krzyczało na nią surowo.
-Proszę. - w momencie gdy podawała mu aparat ich palce się lekko stuknęły wywołując przy tym ogromny wybuch żaru .
Po raz pierwszy tego wieczoru ich oczy się spotkały. Jej, zielone oczy niczym u drapieżnego kota z ogromną pasją i namiętnością wpatrywały się w jego , soczewki koloru brązowego w których panował mrok ... i skupienie, taka okropna cisza,że aż bała się odezwać.
Całkowicie nie rozumiała co się między nimi dzieje i czy ktoś się temu przygląda. Stali tak przez dłuższą chwilę, trzymając wspólnie aparat i kompletnie się do siebie nie odzywając.
-Muszę...muszę już wracać. - wokalista puścił aparat przywołując się tym do porządku.
Brunetka schowała aparat i płytę do torebki. Po raz ostatni zilustrowała go szmaragdowymi oczami i bez słowa opuściła pomieszczenie zostawiając go samego z tępym wyrazem twarzy.
"A najbardziej kochałam poranki...
Te w których budziłam się obok i czułam Twój zapach.
Ten specjalny zapach Pana Kaulitza.
I najbardziej kochałam Twój dotyk...to uczucie,
gdy gładziłeś moje nagie plecy...gdy Twoje usta odnajdywały
moje ...i .... ta pasja, ta namiętność.
Nikt nigdy mnie nie kochał tak jak Ty
i już nigdy mnie tak nie pokocha."
Jednakże Bill nie tak chciał zakończyć ich spotkanie....
Jestem w totalnym szoku...serio.
Nie spodziewałam się takiego zaciekawienia prologiem i
dużej obecności czytelników - kocham Was <3
Zapraszam na jedyneczkę ;)
Zegar wybijał 05:30 gdy drobna brunetka przewracała się na drugi bok.
Uchyliła delikatnie zaspane powieki, pozwalając soczewkom przyzwyczaić
się do ostrych promieni słonecznych wpadających przez lekko uchylone rolety.
Podciągnęła się do pozycji siedzącej i przetarła zaspane oczy. Ziewnęła głośno i
energicznym ruchem wstała z łóżka pozwalając bosym stopom wtopić się w puszysty
dywan koloru kawy z mlekiem. Wędrując prosto ku drzwiom balkonowym
złapała za paczkę papierosów i opadła wygodnie w miękkim fotelu .
Wsunęła białą rurkę do ust , odpaliła i zaciągnęła się porządnie
dawką trucizny pozwalając jej drażnić przełyk.
Tego roku lato było dość ciepłe, jednakże nie brakowało letniego wiatru który
owijał delikatnie każdy skrawek gołego ciała dostarczając przy tym lekkiej gęsiej skórki.
Skończonego papierosa zatopiła w małej ilości wody , która zgromadziła się w popielniczce
i wróciła do pokoju. Zsunęła z siebie krótkie spodenki i dużą koszulkę z napisem "LA" ,
które robiło jej za piżamę w upalne noce. Całkiem naga pościeliła łóżko i wybrała z szuflady czarny, koronkowy komplet bielizny. Do tego dobrała czarną sukienkę i conversy za kostkę. Uchyliła
lekko drzwi od pokoju, badając czy teren do łazienki jest czysty.
-Mamo?Tato?- jej krzyk rozszedł się po pustym mieszkaniu. - Alex?- dla pewności odczekała kilka sekund, jednak gdy cisza dalej nie została naruszona ruszyła w stronę łazienki.
Szybki prysznic i perfekcyjny makijaż nie zajęły brunetce dużo czasu. Chciała wyglądać dziś idealnie. Wróciła do pokoju i uśmiechnęła się do koperty, która leżała na jej białym biurku.
Zawartość koperty była dla niej bardzo cenna i ważna. Od zakupu często wyciągała ją i oglądała mimo,że znała na pamięć. Biała kartka z napisem " Meet & Greet Tokio Hotel" wywoływała wiele radości i uśmiechów.
"Czekałam na Ciebie wieczność...
A jak wiesz, mój Drogi , wieczność to na prawdę
bardzo długo. "
Równo o godzinie 16:00 razem z grupką innych fanów stała pod Velodrom'em . Czuła się bardzo podekscytowana , w podbrzuszu roiło się jej stado motyli czekających na idealny moment by eksplodować . Jej smukłe nogi poruszały się automatycznie, każdy gest zdawał się być wykonywany w innym wymiarze. Dokładnie tak , jakby jej dusza stała obok i obserwowała całe zdarzenie a ciałem
poruszał ktoś obcy, inny , nieznany.
Tłum fanów maszerował długim holem . Wiele z dziewczyn piszczało z radości mówiąc o tym,że koniecznie chce zrobić sobie więcej niż jedno zdjęcie . Inne zaś miały już łzy w oczach na samą myśl o spotkaniu swoich idoli a Rose... Cóż, Rose była opanowana, cicha i zgaszona. Gdy zbliżyli się do drzwi za którymi czekali na nich członkowie ukochanego zespołu na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech.
"Nigdy nie zapomnę uśmiechu, którym obdarzyłeś mnie pierwszego dnia,
na naszym pierwszym spotkaniu...
...i tego głupiego wyrazu Twojej twarzy gdy zaprosiłeś mnie na kawę.
Doprawdy, potrafisz być tak uroczy,że nawet
gorzka kawa smakuje lepiej w Twoim towarzystwie."
Jego czekoladowe soczewki ilustrowały każdą osobę , która przybyła do pokoju.
Każda dziewczyna wyglądała tak samo.. Świdrowały wzorkiem po pokoju, przenosząc go z Billa na
Toma i powrotem. Na każdej twarzy malowała się radość i niecierpliwość... ...i wtedy zobaczył ją.
Stała na samym końcu kolejki ubrana w delikatną czarną sukienkę . Jej wzrok był skupiony i
idealny. Skupiony na nim. Widział to , obserwowała każdy jego ruch. Miał wrażenie ,że liczy każdy jego oddech , uczy się każdego jego kroku na pamięć, bada jego twarz. Czuł się speszony. Jednakże ukradkiem spoglądał na nią gdy podchodziła do Georga, prowadziła krótką rozmowę i zmieniła kierunek w stronę jego brata a następnie do Gustava.
Jej drobne ciało kierowało się prosto w jego stronę. Stał jak sparaliżowany. Chciał coś powiedzieć, uśmiechnąć się. Jednakże stał , taki osłupiały , taki bezbronny.
-Cześć. - jej spokojny i opanowany ale zarazem melodyjny głos dotarł z lekkim opóźnieniem do niego.
Nim zdążył się do niej odezwać podsunęła mu płytę do podpisania. Przesunął wzrokiem po podpisanej już płycie przez swoich przyjaciół i odnalazł jej imię.
"Rose. " - pomyślał rozkosznie - "Nawet imię czarujące."
W ten autograf włożył całe swoje skupienie i serce. Starał się by był idealny . Gdy wyciągnęła z torebki aparat poczuł się skrępowany. Mimowolnie odczuł wrażenie,że od samego początku gdy tylko ją zauważył czuje sie skrępowany.
-Jesteś z Berlina? - usłyszała jego aksamitny głos gdy chciała się już żegnać.
-Tak...nie...właściwie to mieszkam kawałek od Berlina. - zdecydowanie wyczuł w jej głosie zdenerwowanie, co nie ukrywał sam przed sobą dało mu dużą pewność siebie. Od początku spotkanie to ona onieśmielała go swoją osobą, teraz czuł że jest inaczej.
-Pokażesz mi zdjęcie ?- jego czekoladowe soczewki w wolnym tempie skierowały się na aparat , który trzymała w swoich szczupłych dłoniach.
-Ahh...jasne.
Podeszła do niego nieco bliżej, poczuła jego intensywny zapach . Zapach , którym mógł pachnieć tylko Bill Kaulitz. Nigdy wcześniej nie czuła tego u żadnego mężczyzny. Dyskretnie wciągnęła jeszcze jedną dawkę indywidualnego zapachu Kaulitza, rozkoszując się przy tym jak ćpun na głodzie. Nie chciała zostać przyłapana na tym więc powstrzymała sie przed kolejną dawką i kolejną...
"Opanuj się idiotko." - jej wewnętrzne ja krzyczało na nią surowo.
-Proszę. - w momencie gdy podawała mu aparat ich palce się lekko stuknęły wywołując przy tym ogromny wybuch żaru .
Po raz pierwszy tego wieczoru ich oczy się spotkały. Jej, zielone oczy niczym u drapieżnego kota z ogromną pasją i namiętnością wpatrywały się w jego , soczewki koloru brązowego w których panował mrok ... i skupienie, taka okropna cisza,że aż bała się odezwać.
Całkowicie nie rozumiała co się między nimi dzieje i czy ktoś się temu przygląda. Stali tak przez dłuższą chwilę, trzymając wspólnie aparat i kompletnie się do siebie nie odzywając.
-Muszę...muszę już wracać. - wokalista puścił aparat przywołując się tym do porządku.
Brunetka schowała aparat i płytę do torebki. Po raz ostatni zilustrowała go szmaragdowymi oczami i bez słowa opuściła pomieszczenie zostawiając go samego z tępym wyrazem twarzy.
"A najbardziej kochałam poranki...
Te w których budziłam się obok i czułam Twój zapach.
Ten specjalny zapach Pana Kaulitza.
I najbardziej kochałam Twój dotyk...to uczucie,
gdy gładziłeś moje nagie plecy...gdy Twoje usta odnajdywały
moje ...i .... ta pasja, ta namiętność.
Nikt nigdy mnie nie kochał tak jak Ty
i już nigdy mnie tak nie pokocha."
Jednakże Bill nie tak chciał zakończyć ich spotkanie....
niedziela, 4 stycznia 2015
000 Prolog
Witam po małej przerwie.
Mam cichą nadzieje,że niektórzy z Was mnie pamiętają
i moje opowiadania :)
Bez zbędnych wstępów,
dedykuję to Lizie, która zmotywowała mnie do dalszego pisania.
Always, it doesn't mean forever.
Nie wszystko układa się tak jak powinno ani tak jak byśmy tego oczekiwali. Czasami wiele musimy przeżyć i przetrwać by zobaczyć w ciemności małą iskierkę światełka. Czasami musimy poznać wiele ludzi by przekonać się , którzy zostaną na zawsze... Czasami zawsze nie oznacza na zawsze.
Mimo pierwszych dni lata Berlin nie wydawał się być ani przyjazny ani słoneczny. Ranki były chłodne , a wieczory deszczowe.
Drobna brunetka siedziała opatulona w gruby sweter w Treptower Park . W swoich szczupłych dłoniach trzymała napoczętą paczkę czerwonych LM'ów i uporczywie bawiła się zamknięciem paczki. Palenie rzuciła już dawno temu. Sama przed sobą zastanawiała się dlaczego właściwie je kupiła.
Chłodny wiatr owiewał delikatnie jej kasztanowe loki i brutalnie drażnił wyschnięte soczewki. W słuchawkach po raz kolejny leciała jej idealna piosenka na idealnie smutny wieczór. Bez mniejszego zastanowienia odpaliła białą rurkę, zaciągając się przy tym porządnie trującą substancją i wypuściła chmurę szarego dymu.
-Oj Rose , Rose... - jej smutny głos wydobył się z popękanych ust . Był tak cichy i tak automatyczny,że sama przez chwilę zastanawiała się czy wypowiedziała to na głos czy może to kolejny monolog w jej myślach ?
Z torby wyciągnęła telefon . Odblokowała go i odnalazła jego numer.
Wpatrywała się w zdjęcie widniejące przy nim. Ich wspólne zdjęcie. Uśmiechnięci. Szczęśliwi. Pełni radości i życia. A teraz...?
Podjęła jedną z najważniejszych decyzji . Możliwe ,że nigdy już tego nie odkręci,że zawsze będzie tego żałować i wypłakiwać się co noc w poduszkę , w myślach wyzywając się od najgorszych idiotek jakie chodzą po tym świecie...jednakże...
-Muszę zniknąć. - tym razem jej głos brzmiał stanowczo.
Me: " Czasami zawsze, nie oznacza na zawsze....
Wybacz. R. "
Drżącym palcem wcisnęła "wyślij". Przełknęła ślinę i wyciągnęła kartę z telefonu.
Dla pewności złamała ją w pół i wyrzuciła do kosza.
Zniknęła...Tak jak było w umowie.
Czasami trzeba przebyć wiele drug by odnaleźć tą odpowiednią. Czasami trzeba zrobić coś wbrew sobie. Czasami trzeba zniknąć.
Mam cichą nadzieje,że niektórzy z Was mnie pamiętają
i moje opowiadania :)
Bez zbędnych wstępów,
dedykuję to Lizie, która zmotywowała mnie do dalszego pisania.
Always, it doesn't mean forever.
Nie wszystko układa się tak jak powinno ani tak jak byśmy tego oczekiwali. Czasami wiele musimy przeżyć i przetrwać by zobaczyć w ciemności małą iskierkę światełka. Czasami musimy poznać wiele ludzi by przekonać się , którzy zostaną na zawsze... Czasami zawsze nie oznacza na zawsze.
Mimo pierwszych dni lata Berlin nie wydawał się być ani przyjazny ani słoneczny. Ranki były chłodne , a wieczory deszczowe.
Drobna brunetka siedziała opatulona w gruby sweter w Treptower Park . W swoich szczupłych dłoniach trzymała napoczętą paczkę czerwonych LM'ów i uporczywie bawiła się zamknięciem paczki. Palenie rzuciła już dawno temu. Sama przed sobą zastanawiała się dlaczego właściwie je kupiła.
Chłodny wiatr owiewał delikatnie jej kasztanowe loki i brutalnie drażnił wyschnięte soczewki. W słuchawkach po raz kolejny leciała jej idealna piosenka na idealnie smutny wieczór. Bez mniejszego zastanowienia odpaliła białą rurkę, zaciągając się przy tym porządnie trującą substancją i wypuściła chmurę szarego dymu.
-Oj Rose , Rose... - jej smutny głos wydobył się z popękanych ust . Był tak cichy i tak automatyczny,że sama przez chwilę zastanawiała się czy wypowiedziała to na głos czy może to kolejny monolog w jej myślach ?
Z torby wyciągnęła telefon . Odblokowała go i odnalazła jego numer.
Wpatrywała się w zdjęcie widniejące przy nim. Ich wspólne zdjęcie. Uśmiechnięci. Szczęśliwi. Pełni radości i życia. A teraz...?
Podjęła jedną z najważniejszych decyzji . Możliwe ,że nigdy już tego nie odkręci,że zawsze będzie tego żałować i wypłakiwać się co noc w poduszkę , w myślach wyzywając się od najgorszych idiotek jakie chodzą po tym świecie...jednakże...
-Muszę zniknąć. - tym razem jej głos brzmiał stanowczo.
Me: " Czasami zawsze, nie oznacza na zawsze....
Wybacz. R. "
Drżącym palcem wcisnęła "wyślij". Przełknęła ślinę i wyciągnęła kartę z telefonu.
Dla pewności złamała ją w pół i wyrzuciła do kosza.
Zniknęła...Tak jak było w umowie.
Czasami trzeba przebyć wiele drug by odnaleźć tą odpowiednią. Czasami trzeba zrobić coś wbrew sobie. Czasami trzeba zniknąć.
Subskrybuj:
Posty (Atom)